Hej, hej.
Ostatnio pisałem Wam że będziemy mieli występ w teatrze, występ specjalnie dla naszych pociech. Oznajmiam wszem i wobec że wyszło świetnie, wiem wiem przechwalam się, ale cóż taka widownia jest najprawdziwszą recenzją dla "aktora":), opinia i miny dzieci nie do opisania. W przeddzień dnia dziecka ( w tym terminie akurat była wolna scena więc braliśmy co było), daliśmy występ godny Oscara.
Ja jako pan Hilary, straganiarz i mała rólka dziecka na placu zabaw:):), moja pani jako kalarepka:) i dziewczynka.
Trema ogromna, próba generalna spotęgowała tylko ten efekt bo się okazało że połowa aktorów zapomniała swoich kwestii, do tego dwoje rodziców nie mogło przybyć bo rozchorowało im się dziecko, więc na szybko musieliśmy przydzielić role komuś innemu. Jazda bez trzymanki, istny hard core, wszyscy przebrani, i zestresowani czekaliśmy na przybycie grupy żłobkowej w asyście 3 i 4 latków. I oto wchodzą, nasze nerwy i stres zaczyna sięgać zenitu. Kurtyna jeszcze nie odsłonięta słyszymy płacz jakichś maluchów, ktoś w ciemności rzuca " pięknie, jeszcze nie zaczęliśmy, a już płacz:)", wszyscy parsknęli śmiechem dla rozluźnienia atmosfery.
Pani narrator wchodzi na scenę, leci pierwsza muzyka, ja nasłuchuje mojej melodii na znak której muszę wejść na scenę, nagle kurtyna się otwiera, leci moja muza, wbiegam na scenę... i nie bardzo pamiętam co dalej:):):), pamiętam jak z niej zszedłem, nikt nie płacze, myślę sobie "jest ok", chwila odpoczynku, kolejni "aktorzy" odtwarzają swoje role, jedni zapominają odrobinę tekstu, ale "szyją" i zmyślają coś na poczekaniu, ale tak by się rymowało:), "polew" nie ziemski:). No nic już koniec, są oklaski, czekoladki dla rodziców maluszków którzy brali udział w tym szale, jest cudnie.
Maluchy opuszczają teatr, wchodzą starszaki, w wśród nich ten jeden jedyny wyjątkowy nasz MAŁY BOHATER:):).
To głównie dla niego zdecydowaliśmy się "wygłupiać" publicznie, zasiada na miejscu, nam serca walą jak oszalałe. Chcemy by był z nas dumny, no nic ponownie to samo narrator, muzyczka wchodzi Hilary i szuka tych swoich okularów,, tym razem pilnuję by powiedzieć całą kwestię. W drugim wejściu Hilary jest już bardziej świadomy, przecież to już nie ten sam zestresowany Tato 6 latka, a "zwierze sceniczne" :):):):) jak go nazwała później Pani reżyser.
Odgrywam swoją rolę, pędzę się przebrać, kiedy jest czas by straganiarz wszedł zapraszać do kupna swoich warzyw "bez nawozów sztucznych", jedno z moich warzyw czyli kalarepka odgrywa pięknie swoją rolę:), to już pamiętam, bo w pierwszym wyjściu nawet nie wiem kiedy ta chwila była:), na koniec są oklaski, gratulacje, jest czekolada od synka i najważniejsze jego uśmiech jako najpiękniejsza gaża.
Cóż, w przyszłym roku role mamy zagwarantowane. No to teraz kilka migawek, nie ma nas w odgrywanych rolach, bo nie mogłem robić fotek i grać jednocześnie:), a nie dostaliśmy jeszcze zdjęć od innych.
Zaczęło się od zrobienia scenografii
Dyzio marzyciel
Odszukajcie kalarepkę/dziewczynkę, i Hilarego/straganiarza/chłopca. Dla pierwszej osoby która trafnie odgadnie nagroda niespodzianka:):):). Propozycje umieszczajcie w komentarzach:).
Skoro jesteśmy przy tematyce filmowo teatralnej, chciałem Was, szczególnie tych którzy jeszcze nie widzieli zachęcić do obejrzenia czegoś według mnie wyjątkowego, do obejrzenia
NIETYKALNYCH

Komedia według mnie genialna, już dawno nie widziałem tak dobrego filmu. Kreacje jakie stworzyli Omar Sy jako Driss, i genialny Francois Cluzet jako Philippe ogląda się z ogromną przyjemnością. Film nie zwykle prosto podany, gagi bawią, ale to co mnie poruszyło w tym filmie najbardziej to jego prostota podania. Nie znajdziecie tu żadnych nadmuchanych na siłę śmiesznych scen, efektów specjalnych, ale znajdziecie szczerą i prawdziwą opowieść o prawdziwej przyjaźni, o zderzeniu dwóch różnych światów. Role jakie stworzyli ci dwaj Panowie dają do myślenia, a to co zrobił z odgrywaną postacią Francois Cluzet to dla mnie majstersztyk. Do dyspozycji miał tylko swoją twarz aby odegrać rolę bo przecież gra tetraplegika ( dopiero po obejrzeniu filmu dowiedziałem że tak nazywają się ludzie dotknięci paraliżem), i myślę że bardzo dobrze oddał emocje grając tylko twarzą. Wszystkie emocje które przekazuje, przekazuje je to tak że ciągle do dziś wracam myślami do tych scen, jest w tym wyjątkowo szczery i przekonujący. W ostatniej scenie kiedy spotyka wreszcie kobietę z którą spotkać początkowo się bał, można trochę popłakać:) Za filmem przemawia też fakt że oparty jest na prawdziwej historii, i to wcale nie tak bardzo zmienionej na potrzeby ekranizacji.
Nie często zdarza się że chcę polecić komuś film bo to kwestia smaku, ale w tym przypadku jestem przekonany że wydane pieniądze na bilet nie będą źle wydane. Ja jak tylko film ukarze się na DVD, na pewno go kupię aby móc w każdej chwili wrócić do niego. Jestem ciekaw jak Wy odbieracie ten film, czy w Was też wzbudza takie emocje?
Tutaj prawdziwa historia Philippe Pozzo di Borgo:
KLIK
Miłego tygodnia:)