sobota, 30 czerwca 2012

Zapraszamy na rejs:)

Witajcie:).
Troszkę nas nie było, a na swoje usprawiedliwienie mamy fakt że zbliżał się koniec roku szkolnego i do tego nazbierało się troszkę zaległości.  Ale dziś wpadamy tu na chwilkę, aby zapowiedzieć małą niespodziankę. Jak zapewne wiecie już nie długo ukaże się kolejne wydanie GREEN CANOE STYLE.
I tym razem zostaliśmy zaproszeni do wspólnego działania, tym razem jednak w nieco innej roli, ale nie zdradzę do końca w jakiej. Mam nadzieję że kilka poniższych migawek Was zaciekawi i zajrzycie do nowego numeru GC STYLE już wkrótce. Rejs mam nadzieję przypadnie Wam do gustu, i popłyniemy nim razem z Asią.













No i widzę że blogger "sprasował" mi odrobinę kolory:):):).

Życzymy miłej i pogodnej niedzieli.

niedziela, 17 czerwca 2012

Dni morza..

Ostatni weekend minął nam na spokojnie, wybraliśmy się z młodym na dni morza, aby mógł zobaczyć, dotknąć i poczuć prawdziwe żaglowce. Decyzja o wypadzie była szybka i spontaniczna, bo u nas takie wypady wychodzą znacznie lepiej niż takie zorganizowane, wcześniej przemyślane.
Zabraliśmy więc chłopaków, syna i jego kuzyna, i jeszcze zanim najechały się tłumy pojechaliśmy poczuć ten klimat:). Jakoś nigdy wcześniej, mimo iż blisko, nie byliśmy na tej imprezie ze strachu przed tłumami. Staramy się raczej unikać takich masowych zlotów, ale tym razem spełniliśmy prośbę chłopaków.



Po zwiedzaniu żaglowców, przyszła pora na ciekawostki które kryły się tuż obok, w namiotach rozstawionych na ulicy. Właśnie podziwiają robaczki które żyją w naszym otoczeniu, i chyba te namioty zaciekawiły tych młodzieńców najbardziej, były jeszcze inne namioty m.in. z fizyką gdzie było równie ciekawie co tutaj.


I jeszcze coś ze "staro-nowości" które przygotowaliśmy do domu. Lustro kupione za parę złotych, drewniana taca to IKEA; w swoim oryginalnym kolorze drewna była taka nie wyraźna jakaś. Ta pleciona też gdzieś znaleziona w czeluściach jakiejś graciarni.
Efekt przed i po:



Tutaj widzicie drzwiczki do maleńkiej wnęki w naszej toalecie, nareszcie znaleźliśmy troszkę czasu by się tym zająć. Drzwiczki są już zamontowane, jeszcze tylko ostatnie szlify w postaci siatki,  uchwytów i myślę że będzie tak jak chcieliśmy by było. Drzwiczki wykonał nasz znajomy stolarz Pan Antoni:), my tylko je doszlifowaliśmy, pomalowaliśmy itd.
Miłego tygodnia:)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Teatr przez duże "T":)

Hej, hej.
Ostatnio pisałem Wam że będziemy mieli występ w teatrze, występ specjalnie dla naszych pociech. Oznajmiam wszem i wobec że wyszło świetnie, wiem wiem przechwalam się, ale cóż taka widownia jest najprawdziwszą recenzją dla "aktora":), opinia i miny dzieci nie do opisania. W przeddzień dnia dziecka ( w tym terminie akurat była  wolna scena więc braliśmy co było), daliśmy występ godny Oscara.
Ja jako pan Hilary, straganiarz i mała rólka dziecka na placu zabaw:):),  moja pani jako kalarepka:) i dziewczynka.
Trema ogromna, próba generalna spotęgowała tylko ten efekt bo się okazało że połowa aktorów zapomniała swoich kwestii, do tego dwoje rodziców nie mogło przybyć bo rozchorowało im się dziecko, więc na szybko musieliśmy przydzielić role komuś innemu. Jazda bez trzymanki, istny hard core, wszyscy przebrani, i zestresowani czekaliśmy na przybycie grupy żłobkowej w asyście 3 i 4 latków. I oto wchodzą, nasze nerwy i stres zaczyna sięgać zenitu. Kurtyna jeszcze nie odsłonięta słyszymy płacz jakichś maluchów, ktoś w ciemności rzuca " pięknie, jeszcze nie zaczęliśmy, a już płacz:)", wszyscy parsknęli śmiechem dla rozluźnienia atmosfery.
Pani narrator wchodzi na scenę, leci pierwsza muzyka, ja nasłuchuje mojej melodii na znak której muszę wejść na scenę, nagle kurtyna się otwiera, leci moja muza, wbiegam na scenę... i nie bardzo pamiętam co dalej:):):), pamiętam jak z niej zszedłem, nikt nie płacze, myślę sobie "jest ok", chwila odpoczynku, kolejni "aktorzy" odtwarzają swoje role, jedni zapominają odrobinę tekstu, ale "szyją" i zmyślają coś na poczekaniu, ale tak by się rymowało:), "polew" nie ziemski:). No nic już koniec, są oklaski, czekoladki dla rodziców maluszków którzy brali udział w tym szale, jest cudnie. 
Maluchy opuszczają teatr, wchodzą starszaki, w wśród nich ten jeden jedyny wyjątkowy nasz MAŁY BOHATER:):).
To głównie dla niego zdecydowaliśmy się "wygłupiać" publicznie, zasiada na miejscu, nam serca walą jak oszalałe. Chcemy by był z nas dumny, no nic ponownie to samo narrator, muzyczka wchodzi Hilary i szuka tych swoich okularów,, tym razem pilnuję by powiedzieć całą kwestię. W drugim wejściu Hilary jest już bardziej świadomy, przecież to już nie ten sam zestresowany Tato 6 latka, a "zwierze sceniczne" :):):):) jak go nazwała później Pani reżyser. 
Odgrywam swoją rolę, pędzę się przebrać, kiedy jest czas by straganiarz wszedł zapraszać do kupna swoich warzyw "bez nawozów sztucznych", jedno z moich warzyw czyli kalarepka odgrywa pięknie swoją rolę:), to już pamiętam, bo w pierwszym wyjściu nawet nie wiem kiedy ta chwila była:), na koniec są oklaski, gratulacje, jest czekolada od synka i najważniejsze jego uśmiech jako najpiękniejsza gaża.
Cóż, w przyszłym roku role mamy zagwarantowane. No to teraz kilka migawek, nie ma nas w odgrywanych rolach, bo nie mogłem robić fotek i grać jednocześnie:), a nie dostaliśmy jeszcze zdjęć od innych.
Zaczęło się od zrobienia scenografii



                                                                  Dyzio marzyciel



                        Odszukajcie kalarepkę/dziewczynkę, i Hilarego/straganiarza/chłopca. Dla pierwszej osoby która  trafnie odgadnie nagroda niespodzianka:):):). Propozycje umieszczajcie w komentarzach:).

Skoro jesteśmy przy tematyce filmowo teatralnej, chciałem Was, szczególnie tych którzy jeszcze nie widzieli zachęcić do obejrzenia czegoś według mnie wyjątkowego, do obejrzenia

 NIETYKALNYCH

Komedia według mnie genialna, już dawno nie widziałem tak dobrego filmu. Kreacje jakie stworzyli Omar Sy jako Driss, i genialny Francois Cluzet jako Philippe ogląda się z ogromną przyjemnością. Film nie zwykle prosto podany, gagi bawią, ale to co mnie poruszyło w tym filmie najbardziej to jego prostota podania. Nie znajdziecie tu żadnych nadmuchanych na siłę śmiesznych scen, efektów specjalnych, ale znajdziecie szczerą i prawdziwą opowieść o prawdziwej przyjaźni, o zderzeniu dwóch różnych światów. Role jakie stworzyli ci dwaj Panowie dają do myślenia, a to co zrobił z odgrywaną postacią Francois Cluzet to dla mnie majstersztyk. Do dyspozycji miał tylko swoją twarz aby odegrać rolę bo przecież gra tetraplegika ( dopiero po obejrzeniu filmu dowiedziałem że tak nazywają się ludzie dotknięci paraliżem), i myślę że bardzo dobrze oddał emocje grając tylko twarzą. Wszystkie emocje które przekazuje, przekazuje je to tak że ciągle do dziś wracam myślami do tych scen, jest w tym wyjątkowo szczery i przekonujący. W ostatniej scenie kiedy spotyka wreszcie kobietę z którą spotkać początkowo się bał, można trochę popłakać:) Za filmem przemawia też fakt że oparty jest na prawdziwej historii, i to wcale nie tak bardzo zmienionej na potrzeby ekranizacji. 
Nie często zdarza się że chcę polecić komuś film bo to kwestia smaku, ale w tym przypadku jestem przekonany że wydane pieniądze na bilet nie będą źle wydane. Ja jak tylko film ukarze się na DVD, na pewno go kupię aby móc w każdej chwili wrócić do niego. Jestem ciekaw jak Wy odbieracie ten film, czy w Was też wzbudza takie emocje?

Tutaj prawdziwa historia Philippe Pozzo di Borgo: KLIK

Miłego tygodnia:)