czwartek, 22 marca 2012

Wieś i nie tylko.

Hej.

Dziś będzie krótko, ale swojsko i raczej nie dla wegetarian. W zeszłym tygodniu zadzwoniła do nas moja siostra ( mam ich aż trzy:)), z informacją że zamówiła u rolnika trochę "mięsiwa" i wszyscy razem, jedziemy do naszej najstarszej siostry peklować mięsko do wędzenia. Całą drogę byłem przekonany o tym że zaraz tu pokaże wam miksturę na peklowanie mięsa, aż tu na miejscu dowiedziałem się że jednak nie będzie peklowania bo mięsko jeszcze biega:). No cóż, cała akcja przeniesiona na przyszły tydzień. Ale chcąc narobić Wam smaka, napisze że szyneczka smakuje wyborowo. To nie to samo co wędlina kupowana w sklepach, choć w naszym pobliżu mamy malusieńki sklepik, który prowadzi leciwe już małżeństwo, gdzie można kupić coś prawie na wzór szyneczki którą robi moja siostra, ale to tylko prawie. Ta swojska pachnie, jest zwarta, a swoim smakiem rozpieszcza podniebienie.


Siostra mieszka na wsi, ale na takiej na której są jeszcze gospodarstwa z krwi i kości, gdzie bywają jeszcze kury, w sporym ogrodzie rosną starostany jabłoni, i istnieje całe dobrodziejstwo wsi, a że Jej gośćmi były też dzieci, to przygotowała wcześniej ciasto drożdżowe na bułeczki z dżemem, które nasze szkraby miały same własnoręcznie uplatać. Nasz brzdąc stracił zapał już przy pierwszej bułeczce, bo przecież w pokoju obok siedział jego ulubiony kuzyn Kuba. Trzpiotka Hania miała już nieco więcej chęci, i nawet kilka bułeczek z ciocią ulepiła. Przepis na nie też będzie w następnym poście, ale będziecie musiały/musieli ten przepis zmodyfikować pod względem ilościowym, bo moja siostra jak już coś piecze to zawsze jest tego cała masa. Zresztą sami zobaczcie jak wyglądało ciasto na bułeczki:)








Podglądanie i straszenie kur tak, że aż pióra fruwały sprawiało im nie ziemską frajdę









Na nasze "włości" wpadło odrobinę koloru. W tym roku postanowiliśmy z moją M. że nie będziemy za bardzo szaleć z kolorystyką w sadzeniu wiosny, będzie powściągliwie. Padło tylko na białe i bliżej nieokreślone kolorystycznie bratki, bo niby fioletowe, jednak jakoś tak wyblakłe. Mają coś w sobie. W takich donicach zrobiło się troszkę rustykalnie, nie ma ferii barw, ale jest spokój.



Takim bratkowym obrazkiem się z Wami pożegnam na chwilę:). Swoją drogą skąd się wzięła nazwa "bratki"? W niemczech ten kwiat zwie się Stiefmütterchen co można chyba przetłumaczyć na: macoszki, a to przecież  jest poczciwy fiołek.













środa, 7 marca 2012

W poszukiwaniu wiosny.

Jutro 8 Marca, a to przecież święto wszystkich Pań, i tych małych i tych troszkę większych. W związku z tym chciałbym złożyć Wam wszystkim słoneczne życzenia, życzę Wam samych kreatywnych i fajnych chwil blogerki:).
Wiem wiem, pewnie dla feministek to jakieś archaiczne, i nie potrzebne święto, ja jednak mam do tego święta jakiś sentymentalny stosunek. Pamiętam jak byłem jeszcze mały, tak tak jeszcze to pamiętam:), zawsze w tym dniu mama dawała mi kwiatki i leciałem z nimi do pań w szkole do której uczęszczałem, a chłopcy kupowali zawsze jakieś upominki swoim szkolnym koleżankom, i było jakoś tak fajnie tego dnia, tak swojsko i tak "wspólnie".
      
Jutrzejszy dzień to nie tylko dzień kobiet, to też dzień urodzin mojej cudnej żony, tak więc kochanie wszystkiego najlepszego:), resztę życzeń przekażę osobiście jutro jak wrócę z pracy:)

No dobrze, bo zboczyłem z kursu wiosennego:), otóż ostatnio wracając z pracy, gdy poranne słońce pięknie przyświecało, a powietrze pamiętało jakoby jeszcze zimę postanowiłem wstąpić do lasu w poszukiwaniu wiosny. Już tak mam, że gdy tylko poczuję w kościach wiosnę, lubię czasami przystanąć w lesie, i posłuchać natury. Mam wtedy chwilkę na marzenia, na wspomnienia i naładowanie "baterii". Organizm jest jakoś dziwnie przeładowany tą zimową szarugą, brak słońca daje się we znaki, tak więc taki spacer po lesie przy blasku porannych promieni działa nie zwykle kojąco na moją duszę i umysł. Polecam taki "łyk" natury, można posłuchać pierwszych treli ptaków, podejrzeć pierwsze wschodzące  pąki, a przy odrobinie szczęścia zobaczyć zająca czy sarnę, można pomarzyć tak do woli
 Oznajmiam wszem i wobec że wiosnę odnalazłem i to cały dywan. Dywan żółtych krokusów, chyba krokusów bo pewien nie jestem. W każdym bądź razie całe połacie małych żółciutkich kwiatów.






Napotkałem też czyjeś mieszkanie, lokator też już tam chyba jest:)



Ostatnie dni, po długim okresie różnych kaszlowo-gorączkowych "nie przygód",  postanowiliśmy odrobinę nadrobić czas stracony na wylegiwanie. Zakupiłem cały wór marchwi i poszliśmy "za płot" nakarmić naszych sąsiadów. Mamy tą przyjemność sąsiadować ze stadniną koni. Piękne z nich bestie, choć ja ciągle czuję się dość nie pewnie przy nich. Obiecałem sobie że w tym roku w końcu pójdę i spróbuję jazdy konnej.






W poprzednim poście pokazywałem Wam stare drzwi które otrzymaliśmy w prezencie. Jedną stronę lekko oczyściłem, a druga pozostała bez zmian, wyszorowałem ją tylko z zalegającego brudu, przykręciłem uchwyty do zawieszenia, dodałem dwa stare wieszaki, żona znalazła im odpowiednie miejsce w salonie i są:



Tak prezentuje się nasza bieliźniarka, troszkę sfatygowana. Początkowo po naprawach miała iść na sprzedaż, ale po złożeniu zaczarowała nas. Zobaczyliśmy ją oczyma wyobraźni w naszej sypialni, ale po zmierzeniu i jej i pomieszczenia okazało się że może być problem. No ale spróbować musieliśmy. Po przesunięciu odrobinę łóżka, udało się ją nam wcisnąć w miejsce które dla niej pierwotnie zaplanowaliśmy.




Już nie długo przyjdzie czas na wiosenne porządki, i pewnie będziemy musieli zrobić mały remanent naszych " gratów" i część będzie musiała znaleźć nowych właścicieli, no ale cóż skoro u nas już nie ma dla nich miejsca, może znajdą swoje miejsce u kogoś innego:)