"Helloł ewrybady":)
Już jutro 1 Maj, święto pracy, jednoznacznie kojarzy mi się z system w którym spędziliśmy nasze dzieciństwo. Błogie, w miarę spokojne, z zabawami które sami wymyślaliśmy, nie było komputerów, a tylko nie liczni mogli grać na Atari:):), więc sytuacja wymuszała w nas wymyślanie coraz to nowych zabaw. Berek na podwórku, gra w gumę ( to była domena dziewczyn). Dzieciństwo z pochodami pierwszomajowymi. Pamiętam jak w szkole na kilka dni przed tym dniem, przygotowywaliśmy chorągiewki, białe papierowe gołąbki, były flagi, uczyliśmy się wierszy i piosenek. A to wszystko robiliśmy wspólnie, bez spinki, bez nerwów. Był apel, no i obowiązkowo pochód pierwszomajowy. Pamiętacie to? Zapewne tak. Czasami tęsknię za tym spokojem, za brakiem pędu do przodu.
Święto mimo iż już istnieje chyba tylko dlatego że "jest", nie ma dziś tego przesłania jak kiedyś, dziś to najczęściej okazja do długiego weekendu, parę dni urlopu w pracy, i już prawie dwa tygodnie wolnego. Nie hołduje się już tego jak kiedyś, i co roku zastanawia mnie dlaczego to święto jeszcze istnieje? Może kiedyś znajdę sensowną odpowiedź:).
Wczoraj było u nas nadzwyczaj pięknie, zero wiatru, słońce, temperatura ok 30st., młody ze swoim ulubionym kuzynem "dyndali na hamakach", a my błogo popijaliśmy kawki, herbatki na tarasie. Już dawno tak nie leniuchowaliśmy, ale kiedyś trzeba w końcu korzystać z tego że mamy gdzie odpocząć.
Rano zrobiłem mały pokos trawy, pierwszy w tym roku zresztą. Tak wiem w niedzielę nie powinno się pracować, ale ja już tak mam że niedziela to po prostu niedziela. Nie widzę w tym dniu nic innego niż np. w czwartku czy wtorku. Tak więc przy zapachu świeżo skoszonej trawy rozkoszowaliśmy się pogodą, i śpiewem ptaków.
Wczoraj też upiekliśmy przepyszny chlebek, na własnym zakwasie.
Przepis znajdziecie TUTAJ, choć zakwas robiliśmy według innej metody i proporcji. W pracowni wypieków znajdziecie również przepis na zakwas, tylko tam sporo tego trzeba po prostu wyrzucić, a to trochę marnotrawstwo. Nam nie wyszedł według instrukcji tam zawartych, ale w komentarzach pewien Pan podrzucił pomysł na zakwas bez "wyrzucania". Nie wiem czy sposób robienia zakwasu przez nas jest dobry, ale chleb wyrasta dobrze, a smakuje wyśmienicie. Jest chrupiący na zewnątrz i mięciutki i puszysty we wnątrz.
Już na stałe zagości on w naszym menu. Kiedyś piekliśmy już chleb, ale w tamtym przepisie było sporo drożdży i smakował zupełnie inaczej. Moim zdaniem gorzej niż ten obecny.
Nasz zakwas powstawał przez 6 dni, a teraz tylko go dokarmiamy w przeddzień pieczenia chleba.
Mały instruktaż na zakwas po naszemu:
1 dzień godz.9.00------> do szklanego naczynia wsypujemy ok 10g żytniej maki typ 720 ( autorka bloga polecą właśnie taką) i tyleż samo wody, nie z kranu!!My daliśmy niegazowaną z butelki, może być przegotowana zimna woda, lub z filtra.Mieszamy.
2dzień godz.9.00------->Dodajemy do tego co zrobiliśmy w dniu poprzednim, 15g mąki żytniej i 15g wody. Jeśli na wierzchu utworzy się zaschnięta skorupa, po prosty wymieszajcie to.
3dzień godz.9.00------->Ponownie dodajemy 20g mąki i 20 wody, całość oczywiście mieszamy. Naczynie nakrywamy folią.
w kolejnym dniu czyli czwartym dokarmiamy już dwa razy dziennie co 12 godzin!!!
4dzień godz.9.00------->dodajemy 25g mąki i 25g wody, po 12 godzinach czyli wieczorem powtarzamy zabieg.
5dzień godz9.00------->dodajemy 35g mąki i 35g wody, po 12 h powtarzamy dokarmianie zakwasu tą samą ilością.
6dzień godz.9.00------> 50g/50g, po 12 h to samo.
W każdym dniu zakwas musi mieć ciepło. Nasz zakwas musi rosnąć, u nas zaczął w 3 dniu, ale tak porządnie rosnąć. Zapach miał drożdżowy, choć Liska z pracowni wypieków pisze że ma pachnieć jabłkami. My z żoną śmialiśmy się że u nas pachniało raczej tanim winem jabłkowym niż samymi jabłkami, ale finalnie zakwas wyszedł, a chleb na nim jest mega smaczny:):):):). Wczoraj połowę zakwasu daliśmy siostrze, a nasz dokarmiliśmy z wieczora i dziś z rana. Teraz ta ładniejsza część mojej rodziny nastawiła zaczyn, a jutro pieczemy pełną parą:).
Jutro też podejmę kolejną próbę przekonania się że szparagi smakują:). Mały szantażyk ze strony żony i jutro będę sam siebie chyba przekonywał do tego zdrowego warzywa. Białe szparagi niestety już kilkukrotnie próbowałem i niestety ale dziękuję. Z relacji mojej małżowikni
wynika że te zielone SMAKUJĄ inaczej. No następnym razem Napisze Wam czy to jest jadalne czy tak jak te białe są jadalne inaczej, dla mnie przynajmniej.
To niby podobne, ale jakże pyszne:), to też pamiętamy z dzieciństwa, cukierniczka, i skwaszona twarz:) po pierwszym gryzie:)
Pamiętacie jeszcze świeczniki które kiedyś pokazywałem? W końcu doczekały się renowacji. Tutaj już po oczyszczeniu.
,a tutaj TADAM:)
Przedwczoraj też troszkę zazielenilismy nasze otoczenie. Starą balię napełniliśmy ziemią i zrobiliśmy kompozycję, w której głównym elementem są białe pelargonie.
Ostatnio chciałem zrobić nagranie jak brzmi nasza wieś o poranku, ale sprzęt mnie zawiódł, za dużo szumu słychać. Może kiedyś się uda:). Wiosna wybuchła na dobre:)
Do zobaczenia podglądacze:).